Oj, to wcale nie było proste. Nie wiedziałam od czego zacząć. W necie było tyle różnych wzorów … Nie miałam też ciekawych kolorów włóczek w domu. Ale koniecznie chciałam zacząć szydełkować, więc Telimena to test. Zrobiłam ją, żeby w ogóle zaskoczyć, o co w tym chodzi.
Dlaczego właśnie sowa?
Bo wydawała mi się najłatwiejsza. J
Dużo prościej jest wykonać jeden kształt tułowia, do którego jedynie doszywamy
oczy, dziób i skrzydełka, niż robić osobno tułów, rączki, nóżki i główkę np.
dla kotka. Złapanie proporcji w takich maskotkach jest niezmiernie trudne o
czym przekonałam się przy kolejnych pracach. Moje problemy opiszę w następnych
postach.
Wykonanie sowy poszło w miarę
gładko. Największy problem sprawiło mi doszycie oczu i skrzydełek. A to
dlatego, że nie miałam igły, tylko motałam się szydełkiem. Kupiłam zestaw
porządnych igieł i … voila.
Radzę wam kochani - do zszywania zabawek czy jakichkolwiek elementów
zrobionych na szydełku - zaopatrzcie się w igłę. Przydadzą się też kolorowe szpilki, za pomocą których przypniecie
elementy do korpusu.
Skrzydełka przyszywałam kilka razy, bo nie wpięłam ich
szpilkami tylko od razu szyłam "na oko". Jakież było moje zdziwienie,
kiedy jedno wyszło ok, a drugie jakby zawinięte do tyłu. Błędy nowicjuszy ...
warto się na nich uczyć ;)
Ponieważ jak już wspomniałam – nie miałam
w domu zbyt wielkiego wyboru włóczek - szydełkowałam Red Heart Baby - 100% akryl. Jest mięciutka i nie ma włosków –
dobrze się nią szydełkuje. Muszę przyznać, że jest nawet dość wydajna i w
dobrej cenie. Jedyny jej mankament – mało nasycone kolory. W całej palecie jest
dosłownie kilka, z którymi można zaszaleć, między innymi turkus w oczach
Telimeny :).
Szydełko w rozmiarze 3,5, ścieg - półsłupki.
Acha - skrzydełka wypełniłam papierkami po cukierkach - taki recykling
;)Inspirację czerpałam z bloga Moniki: woolfriends.com, który serdecznie polecam :)
A teraz prezentacja:
Co do zdjęć - wcale nie jestem z nich dumna! Próbowałam już kilka razy, ale ustawienie sesji z moim wieeelkim brzuchem to nie lada wyczyn i muszę wykorzystać najlepsze zdjęcia z najgorszych, bo inaczej zabawki nie doczekałyby się prezentacji :/.
Spójrzcie na to światło - jest z tyłu, więc sówka jest w cieniu. Wryyyy .
Tutaj już nieco lepiej, ale chciałam być kreatywna i położyłam obok sówki szydełko po czym ucięłam je robiąc zdjęcie i została tylko rączka ...
Zbliżenie ...
I jeszcze jedno ...
Ukończyłam już kolejne zabawki. Niedługo je zaprezentuję. Wpadnijcie za jakiś czas, z pewnością będzie coś nowego. Napiszę Wam również, co sprawiło mi największy problem i jak sobie z nim poradziłam. Myślę, że mogą być to cenne uwagi dla tych, którzy również chcieliby spróbować zmajstrować szydełkowy zwierzyniec.
Bo to jest straszliwie cudowne uczucie, kiedy Twoja praca może sprawić komuś przyjemność :)
Zachęcam do komentowania i zadawania pytań i koniecznie przeczytajcie bajkę, którą napisałam poniżej. Miłej zabawy :)
Pozdrawiam
Edyta
Jak Telimena znalazła przyjaciela.
Telimena nie była zbyt towarzyskim ptakiem. Mieszkała samotnie w wielkim drzewie na skraju ogromnego starego lasu. W dzień zamykała się w swojej dziupli, a wieczorem, kiedy już niemal cały las ułożył się do snu – bezszelestnie wymykała się na polowanie. Miała wielkie oczy, dzięki którym doskonale widziała w nocy. Ale to właśnie z powody tych oczu unikała innych zwierząt w lesie – jej oczy były bowiem niebieskie, a żadna sowa nie ma niebieskich oczu. Powinny być ciemne, jak u innych sów polujących nocą. Względnie pomarańczowe. Ale nie niebieskie!
Do lasu zawitała wiosna. Stopniał
śnieg a drzewa i łąki pokryły się zielenią soczystych listków. Słońce prażyło
coraz mocniej i mocniej. Aż w końcu nadeszło bardzo suche lato. I wtedy
zdarzyło się nieszczęście. Na skraju lasu wybuchł pożar. Telimena w ostatniej
chwili opuściła swój dom, który spłonął doszczętnie tak jak inne okoliczne
drzewa. Nad lasem powstała ogromna czerwona łuna, a kłęby dymu unosiły się
wysoko do chmur. Zwierzęta uciekały w popłochu coraz głębiej i głębiej w las. W
końcu udało się ugasić pożar, ale Telimena nie miała już dokąd wracać.
Zgnębiona usiadła na drzewie i odpoczywała kryjąc głowę w piórach. Nagle usłyszała
szmer, potem mlaskanie i przeciąganie się. Pod drzewem była nora, z której
wytoczył się beżowy miś. „Beżowy miś” – pomyślała Telimena, „przecież takie nie
istnieją”. Ale ten istniał i był nawet dość głośny. Ziewnął jeszcze dwa razy i
położył łapy na pniu drzewa, żeby się przeciągnąć. Zaskoczona sowa nie zdążyła
ukryć swoich niebieskich oczu.
- Cześć - zamruczał miś
- Cześć – odpowiedziała sowa
odwracając wzrok
- Co słychać? Nie widziałem ciebie
tutaj wcześniej? Skąd jesteś?
O jej! On wcale nie zwrócił uwagi
na jej oczy. Do tej pory każde, ale to każde napotkane zwierze śmiało się z jej
wielkich niebieskich oczu.
- Mieszkałam na skraju lasu, w
wielkim dębie, ale dziś wybuchł koszmarny pożar, ledwo uszłam z życiem. Nie mam
dokąd wracać, mój dom spłonął.
- Możesz zamieszkać w tym drzewie.
Jest tutaj opuszczone gniazdo pszczół – miałem nadzieję, że kiedyś wrócą, ale
raczej się na to nie zanosi. Zostań ze mną. Mam na imię Ksawery. Wszyscy w
lesie śmieją się ze mnie, bo mam beżowe futerko zamiast brązowego. Tylko ty
jedna nie zwróciłaś na nie uwagi. Myślę, że zostaniemy przyjaciółmi.
- Tylko ty jeden nie zwróciłeś
uwagi na moje wielkie niebieskie oczy, a wszystkie inne zwierzęta śmieją się ze
mnie. Masz rację Ksawery, zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi.
I tak powstała wielka przyjaźń, bo
przecież to nie ma znaczenia jak ktoś wygląda – ważne, jakie ma serce.
autor: Edyta
Sowa jest cudna!! Bardzo dziękuję za wzmiankę o mnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zaczęłaś szydełkować zabawki. Zdradzę sekret, że podejrzałam już misia i jest jeszcze lepszy niż sowa! Monika - teraz z pl.woolfriends.com
OdpowiedzUsuńDzięki Moniś :). Prezentacja misia już wkrótce. Oczywiście nie uniknęłam błędów, wszystko Wam opiszę :)
OdpowiedzUsuń